poniedziałek, 12 kwietnia 2010

P. - jak przeszły mąż


Ponieważ jestem dzisiaj w dobrym, żeby nie rzec w szampańskim, nastroju, napisze słów parę o P – moim exmężu. Nie jest już ważne gdzie się poznaliśmy i kiedy zakochaliśmy w sobie. Nie ma to żadnego znaczenia.
Chcę skończyć tylko z mitem porzucającej męża żony, która nie znosiła jego nieobecności w domu, a przez to nienawidziła także jego pracy. Nie będę więcej udawać… Bywało, a i owszem!, że wybierałam tę wersję dla niektórych znajomych – kobieta porzucająca brzmi lepiej niż porzucona. To P. odszedł ode mnie 6 lat temu. Jego ego nie pozwoliło mu żyć ze mną pod jednym dachem. On był wtedy zwykłym pracownikiem jednego z wrocławskich banków, a ja już od roku czasu piastowałam urząd menedżerki hotelu. W kwestii zarobków wypadało 4:1 – dla mnie. Nigdy nie myślałam, że to źle jak kobieta zarabia więcej od faceta. Owszem, śmiałam się czasem, że skoro ma mniejszą wypłatę, to tym samym ma mniej do powiedzenia w domu. Odszedł. Do mamusi. (Piję lampkę wina – i troszkę wyginają mi się kąciki ust ku górze)
Nie byłam zła na niego. Czy na siebie? Też nie. Było mi przykro, że Zosia będzie wychowywała się bez ojca. Kiedy to się stało, chodziła do pierwszej klasy.
Myliłam się… P. świetnie godził obowiązki w pracy i wobec córki. Kiedy ja całymi dniami siedziałam w pracy, on opiekował się Zosią. Jednego, czego mogę mu pozazdrościć do dnia dzisiejszego, to przede wszystkim świetnej organizacji. Nie znam faceta, który tak doskonale jak P. łączy wszystkie obowiązki.
Po roku czasu (nie byliśmy po rozwodzie) P. dostał awans. Zarabiał coraz lepiej. I wtedy przypomniał sobie o mnie – nie jako o matce jego dziecka, ale jako o kobiecie. Długo bawiliśmy się w podchody… Przed Pierwszą Komunią Zosi – P. wprowadził się do domu. Było dobrze, czasem wspaniale. Z czasem oboje znikaliśmy z domu na coraz dłużej. Praca pochłaniała nas do reszty.
Zastanawiam się teraz jak to się stało, że Zocha wyrosła na taką fajną dziewczynę (bo przecież odczuwała brak rodziców – mnie bardziej niż jego).
Aby nie powtórzyć błędów z przeszłości – podbudowywałam jego ego – chwaliłam, mówiłam komplementy… On też się starał…
Nawet nie zauważyłam jak począł dziecko innej kobiecie. Mógł czuć się ważny, potrzebny komuś. W kwestii zarobków 5:1 dla P. – jego kochanka, a teraz matka dziecka (mimo, że wziął ze mną rozwód, nie ożenił się z N.) parzyła kawy w restauracji, w której on zwykle jadał obiady.
Braciszek Zosi ma już 3 latka. Tyle, ile Zosia na tym zdjęciu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz